o rany ten draft jest z lutego, a jest już czerwiec!

Moje hasło ostatnio to: Jak prawdziwy nowojorczyk. (Sarkazm)

W związku z tym, jeśli mi tylko czas pozwala, przesiadam się z metra do komunikacji naziemnej, a głównie do tramwajów. Stęskniłem się za widokiem za oknem.

Tak zrobiłem w zeszłym tygodniu i skorzystałem z przystanków na skrzyżowaniu Puławskiej z Dworkową i Madalińskiego. Czemu nie z tego przy Rakowieckiej? Bo tam jest ruch, mało przyjemna droga i w ogóle, choć uważam to za jedno z ważniejszych kiejsc Mokotowa, a już szczególnie jak skończą tą budowę na miejscu SuperSamu.

IMG_0809

Ok. Wracamy nad Morskie Oko.
Czasem jak jestem w tym miejscu, to przypomina mi się jak będąc małym chłopcem wracałem z rodzicami samochodem i tata powiedział do mamy, że lubi tędy jeździć, bo Puławska żyje, a nie jak Niepodległości (krzywdę, jaką w al. Niepodległości wyrządziła budowa metra można by omówić w innym wpisie).

Teraz stałem sobie z cieplutką bagietą prosto od Chleb Sklep i gapiłem się na powstający nowy budynek vis-a-vis dworkowej. Prawdę mówiąc mało mnie on obchodził dopóki nie zwróciłem uwagi na narożniki. Krótko mówiąc – świetny dialog z otoczeniem i dobre zagęszczenie tkanki miejskiej. Ciekawe jak go wykończą. Wizualizacja wizualizacją, a ekonomia ekonomią.

Jak już się znalazłem na przystanku, to odkryłem dawno zapomniane przeze mnie widoki/perspektywy Puławskiej wzdłóż lini torowiska tramwajowego. Tak, aż tak długo nie jeździlem linią 36 lub 4 na basen w Pałacu Młodzieży, że nawet nie wiem kiedy je zlikwidowali a 35 dociera aż na wyścigi. Puławska to całkiem fajna aleja, tak aleja, bo moim zdaniem ma więcej z alei niż niepodległości.

Fajnie jest popatrezć na drzewa stojące w pasie rozdzielającym jezdnie, szkoda, że brakuje ich na fragmencie pomiędzzy madalińskiego a odyńca, może Zielone Mazowsze by się tym zajęłom zamiast toroedować budowe metra?

No nic tak sibie myślę, że chyba bardziej zainteresuje się wreszcie puławska zamiast tkwić w złudzieniu o ważniści Kazimierzowskiej/Krasickiego. Nawet zmieniłem trasę rowerową do pracy w tym celu.

Graham Elliot (jeden z sędziów w MasterChef US) pochodzi z Chicago, tam ma swoje restauracje. Jedną z nich, a właściwie jednym z lokali, ponieważ są to jedna restauracja (ta z dwoma gwiazdkami), bistro, i coś co jest moim marzeniem – Grahamwich. Ni to bistro, ni to kawiarnia.

Położony w bardzo seksownym miejscu w centrum, w pobliżu rzeki, kilku eleganckich i ciekawych budynków, przecznicę lub dwie na zachód od Michgan Avenue, lokal ma jakieś 100 metrów kwadratowych, kilka stolików i klimatyczny dziedziniec.

Najważniejsze jednak jest to, co podaje on swojej klienteli. Kanapki, ciastka i domowej roboty napoje (pełne menu to znalezienia tutaj).

No jaram się czymś takim ogromnie, bo gdyby mi się kiedyś przytrafiło zająć „restauratorstwem” to zdecydowanie w takim wydaniu. Proste jedzenie robione na miejscu z najlepszych i możliwie najświeższych składników.

Mam też tajny plan wysłać tam studiującą w Chi-town kuzynkę mojej wspólniczki, żeby zjadła, a potem powiedziała, czy ten popcorn jest wart lotu do Illinois.

Na stronie Warszawskiej Masy Krytycznej pojawił się spisany w punktach i w punktach uzasadniony plan dotyczący poprawy jakości komunikacji/transportu rowerowej na Moko.

20130213-232137.jpg

O ile wielkim fanem, a nawet fanem i żadnym sympatykiem masy krytycznej nie jestem, wręcz przeciwnie pomysł blokowania miasta w piątkowych godzinach szczytu uważam za poroniony, to plan przypadł mi do gustu. Głównie ze względu na używanie w postulatach wyrażenia „pas rowerowy w jezdni”.

Tak się jakoś złożyło, że miałem okazję i przyjemność jeździć w NL (Haga) zarówno samochodem jak i rowerem. Tam już dawno temu zrozumiano, że prędkość poruszania się rowerem jest mimo wszystko bliższa ruchowi samochodowemu niż pieszemu. Pas rowerowy w przestrerzni jezdni powoduje również, że rower jest o wiele bardziej widoczny dla samochodów, z których strony, głównie przy skrętach na skrzyżowaniach, grozi rowerzystom największe niebezpieczeństwo.

Cieszę się, że wreszcie ktoś to zauważł. A myśląc czysto praktyczne, łatwiej jest wymalować linię na istniejącej już jezdni, niż budować te absurdalne ścieżki rowerowe z kostki brukowej.

Zachęcam więc do wyrażenia popracia dla tej inicjatywy, szcególnie że koncentruje się ona na ładnych i przyjemnych do przemierzania na rowerach rejonach dzielnicy.

Ps. Oczywiście, że jest to prywata, bo akurat tymi rejonami przemieszczam się z domu do pracowmi.

20130103-224140.jpg

Przepiękny album ze zdjęciami autorstwa Czesława Olszewskiego. Bardzo subtelny i subtelnie przedstawiający piękno i nowoczesność architektury modernistycznej w Warszawie. Przy okazji jest kilka perełek oraz kilka znanych budynków z Mokotowa, a na deser sporo mojeg uwielbianego Romualda Gutta i jego szarej cegły. Gorąco polecam!

20130103-224224.jpg

20130103-224234.jpg

Książka ukazała się dzięki wsparciu Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP, Miasta st. Warszawy oraz firmy Erbud S.A

Czesław Olszewski
Warszawa nowoczesna. Fotografie z lat trzydziestych XX wieku
Opracowanie: Łukasz Gorczyca, Piotr Jamski, Michał Kaczyński, Marta Leśniakowska
Wydawcy: Fundacja Raster, Instytut Sztuki PAN, Stowarzyszenie Liber Pro Arte, Warszawa 2012
Wersja polskojęzyczna: 356 stron, 286 fotografii, 247 x 247 mm, oprawa twarda, płócienna
ISBN 978-83-932884-3-4
cena: 140,00 PLN
dystrybucja: Fundacja Bęc Zmiana / http://www.funbec.eu/sklep.php

Nowy rok, nowe ceny, a ze wzornictwem wciąż coś nie tak. Kupujesz sobie bilet. Zaprojektowany, kolorowy, ale tylko w kiosku. Kupując w automacie, gdzie jak podejrzewam przeniosła się większość sprzedarzy biletów ZTM, dostajesz jednolity, pozbawiony wszelkich cech rozpoznawczych, zadrukowany kawałeczek kartonu. No co jest? Skąd ta różnica?

Oficjalna strona ZTM podaje aż 3 (słownie: trzy) źródła dostępności biletów. Kioski / kierowcy (sprzedaż tradycyjna), biletomaty i biletomaty mobilne (te w autobusach i tramwajach). Bardzo mnie dziwi wynikająca z tego podziału różnica w wyglądzie biletów. Mogę się domyślać, że stoją za tym na przykład błędy w przygotowanych przetargach, takie jak źle opisany przedmiot zamówieni lub brak wskazania, że bilety będą również osiągalne w inny sposób niż „tradycyjnie”. Winne może być też zróżnicowanie możliwości technicznych druku biletów. Tak czy siak, nieważne. Czemu te bilety inaczej wyglądają?

Zadałem pytanie za profilu ZTM na Facebooku i jak na razie nic, poza potwierdzeniem znanego mi już faktu, że ludziom generalnie nie zależy. Smutne to, ale ku mojemu zadkoczeniu problem spotkał się ze zrozumieniem i w sumie chyba jednak komuś zależy.

bztmdisq

Planuję też zadzwonić do samego ZTM i się zapytać może jakiegoś rzecznika, ale to bedzie follow up, ciekawe co powiedzą?

Grzegorz Buczek. No właśnie. Napisał ostatnio list otwarty do koleżanek i kolegów po fachu, który został opublikowany na stronach SARP. Pierwszy wnerw.
Robert Konieczny. KWK Promes. Strzelił sobie wpis na natemat.pl. Drugi wnerw.

20130103-221733.jpg
Rośnij maleńki, rośnij! ____________________________ Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta

Pierwszy to prawo i urzędnicy w kontekście rzeczywistości gospodarczej, czyli co zrobić, aby Warszawa rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Otóż należy zrobić wreszcie te MPZP dla całej aglomeracji lub wreszcie mianować prawdziwych architektów na naczelników urzędów, aby ci nie bali powiedzeć inwestorowi i architektowi, że sorki, ale nie, ta architektura tutaj nie przejdzie, przykro mi. Wsztstko się zaczęło, od osiągnięcia przez wieżowiec przy pl. Unii Lubelskiej wysokości wystarczającej na dostrzeżenie go z Łazieniek ponad dachem Belwederu. Co to się działo w mediach lokalnych, o rany! Generalnie wszyscy chceli by polała się krew i że to ogromna zbrodnia. Ja akurat mam inne zdanie, choć uważam, że jakieś zasady powinny być, ale nie takie, że gdzieś za krzakiem, ktoś ma jakiś widok i dlatego nie wolno zaprojektować 100 kondygnacji tylko 4. Proszę szanownych kolegów i koleżanki, tak to nie działa. Ja wiem, że architektura to sztuka, ale realizacja architektury to już czysty biznes i z tym należy sie liczyć! Wielkie firmy i wielcy inwestorzy nie przychodzą do stolicy dlatego, że jest tu tak fajnie i prestiżowo, to nie Londyn, Paryż, Tokjo czy NYC. Tu jest Warszawa, miasto w europie środkowej/wschodniej, całe szczęście stolica regionu z dużym potencjałem rozwojowym, bo tak się złożyło, że panowie w brunatnych koszulach przejechali się po nim walcem. Jesteśmy atrakcyjni głównie dlatego, że można u nas w centrum budować dużo i wysoko! W takiej Pradze na przykład nikt nie wybuduję komercyjnego wieżowca, bo nie ma gdzie, a nie mamy takiego prestiżu, że powiedzieć, że sorki ale w naszym super sexy zabytkowym rejonie pod nazwą centrum historycznie nie budujemy wyżej niż 25m.

Co zrobić? Trzeba wymyślić kilka precyzyjnych zasad, które będą określać jak należy kształtować bryłę domu na poziomie urbanistycznym, lub zewrzeć w końcu poślady i zrobić te MPZP. Alternatywą, dość ryzykowną jest mianowanie naczelnych architektów / urbanistów, których wizji należy powierzyć kształt miasta (nie demokratyczne jak 150, ale bardzo kuszące).
Więcej możliwości nie widzę. Architektura to chyba jednak nie jest demokracja.

Drugi. Konieczny. Czasy są jakie są, jeśli pan Robert nie zabezpieczył się przed konkurecją – jego wina. Jeśli nie potrafił przekonać inwestora do swoich racji i do siebie – jego wina.

20130103-222743.jpg
Peter Zumthor, tak to się robi.

Tutaj będę nieugięty, to twardy rynek i już. Swoje doświadczenie zdobywałem w jednej z największych pracowni w kraju i na dodatek przy jednych z większych projektów pod okiem jednego z najsprawniejszych gości w tym zawodzie i oglądanie go w akcji było wielką nauką. Teraz kiedy sam prowadzę pracownię zdaję sobie sprawę z tego ile mnie nauczył, choć w tedy nie uważalem wielu rzeczy za istotne, a innych nie rozumiałem. Tak więc przykro mi Robert, ale osiadłeś na laurach. Jedyne co możesz to spinka i do przodu.

Dziś chyba doznałem małego olśnienia. Umówiłem się z bratem na hamburgaera, a że to poniedziałek i Burger Bar jest zamknięty, udaliśmy się do Warburgera. Kanapki jak marzenie, slow food w bardzo dobrym wydaniu.

20121126-212415.jpg

Siedząc tak w witrynie hipsterskiej budki z żarciem i wcinając soczysty kawał mięcha w pysznej, lekko słodkiej, bułce dotarło do mnie, że chyba jestem w centrum Mokotowa. W koło małe sklepiki, warsztaty usługowe. Po drugiej stronie Puławskiej Regeneracja, za rogiem Reset i Relaks. Ulica Różana. Nic dodać nic ująć.

Sprawdzę tą teorię jeszcze nie raz.

Zamiast kupić los na totka, ten na 50 baniek, polubiłem i share’owałem zdjęcie w konkursie na FB zorganizowanym przez portal ajanaku.com… i co? Wygrałem skarpetki zużywając swoje szczęście w tym tygodniu na coś innego, niż fura pieniędzy.

Strasznie się z tego cieszę, ponieważ skarpetki to moje nowe hobby, pomijając dzwonienie do agentów nieruchomości i wypytywanie o oferty, na które jeszcze mnie nie stać. Uważam, że skarpetki w ostatnim czasie przeistoczyły się z czysto praktycznego i nie efektownego elementu garderoby, w pewien rodzaj manifestu. Odpowiednio dobrane skarpetki mogą wiele mówić. Myślę, że dziś skarpetka potrafi dużo, o noszącym ją mężczyźnie, powiedzieć.

Cała moja przygoda ze skarpetkami zaczęła się od mojego przyjaciela Bartka, który ma niewiarygodny talent wynajdowania czegoś interesującego w sklepach z bielizną, gdzie wszystkie ściany zajmują biustonosze, figi, stringi, majteczki lub majtasy, a mężczyznom poświęcona  jest jedna szuflada, wstydliwie umieszczona w najciemniejszym zakamarku sklepu, bo światło i tak nie jest potrzebnie, bo skarpety są szare, szarsze i najszarsze, a jak chcesz inny kolor, to białe są w sklepie sportowym.

A przecie w Sztokholmie cudowne skarpetki można kupić np.  Moderna Museet. Poniższe otrzymałem jako prezent o moich przyjaciół.

Wtedy to zrozumiałem, że dobra skarpetka to detal, który pasuje do mojej osoby. Lubie polować na skarpetki, niektóre znajduję w miejscach zaskakujących, jak sklepy, których oferta kompletnie mi nie odpowiada, albo miejsce gdzie nie spodziewałbym się znaleźć tego produktu. Fajna i ciekawa najzwyczajniej wyróżnia mnie z tłumu i chyba o to mi głównie chodzi.

Przypominam awanturę o skarpetki w „Sekretnym dzienniku Adriana Mole lat 13 i 3/4”. Skarpetka to poważny statement!

SłużeWakcji

Działania mieszkańców i sympatyków Służewa nad Dolinką. Na Amfiteatrze

/NIE/POKOJE

Blog o architekturze i infrastrukturze

rightbankwarsaw.wordpress.com/

A unique take on Polish football from the heart of Europe

Warszawa. Mokotów. Plan. Niezbędnik.

olazbloku*

Warszawa. Mokotów. Plan. Niezbędnik.

OknoNaMiastoWarszawa

Warszawa. Mokotów. Plan. Niezbędnik.